Molestowanie w
przestrzeni publicznej jako rodzaj przemocy to temat wrażliwy, ale wymagający
podejmowania. Skala tego problemu wciąż wzrasta, dotyczy on zarówno kobiet jak
i mężczyzn. Co gorsza, w większości przypadków okazuje się, że ofiara
napastowania spotkała się ze społecznym, cichym przyzwoleniem na dokonywany
przez oprawcę, karygodny czyn. Dlaczego nie reagujemy, gdy innym dzieje się
krzywda?
Parę semestrów
wcześniej moje środy na uniwersytecie rozpoczynały się o 8.00, a kończyły się o
20.00. Działało to na zasadzie „byle przeżyć”. Dodatkowo zajęcia odbywały się w
różnych częściach miasta. Pamiętam, że ta konkretna, feralna środa była
wyjątkowo nużąca. Padał deszcz, zmęczenie dawało się we znaki, a minęła dopiero
połowa dnia. Jechałam autobusem w stronę centrum. Opierałam swoje zdrętwiałe
ciało o balustradę i wyglądałam przez okno, patrząc jak po szybach spływają
krople deszczu. W uszach miałam słuchawki i zarzuciłam coś równie dobijającego
jak pogoda. Oddawałam się swoim rozmyślaniom, a raczej wewnętrznym narzekaniom.
W pewnym momencie stojąca obok dziewczyna, może w moim wieku, może trochę
starsza, zaczęła do mnie krzyczeć. Wyciągnęłam słuchawki z uszu.
„Uważaj, on się do Ciebie dobiera!” – wrzasnęła. Spojrzałam na nią, czyniąc ze
swojej twarzy wielki znak zapytania. Niemy wzrok, niczego nie rozumiem - to do
mnie? Minę musiałam mieć naprawdę nietęgą. Instynktownie się odwróciłam - za
moimi plecami stał chłopak, raczej ode mnie młodszy. Jedyne co pamiętam, to obrzydliwe
strużki potu spływające po jego skroniach oraz odpychającą, czerwoną twarz.
Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić – choć w
zasadzie tak naprawdę od początku nawet nie zakonotowałam, co się wokół mnie
działo – zareagowała dziewczyna. „Idź się leczyć, człowieku, jesteś psychiczny,
lecz się! I wynocha na koniec autobusu albo w ogóle jazda stąd!”. Wysiadł na
najbliższym przystanku. Dziewczynie dziękowałam kilkukrotnie. Dotarło wtedy do
mnie, jak istotna jest obywatelska odwaga.
Miałam okazję
się odwdzięczyć – co prawda oczywiście nie tej samej osobie, ale karma wędruje
po świecie. Tym razem jechałam tramwajem, była zima, dość późna pora, więc ciemno.
Siedziałam na pojedynczym krzesełku w drugim wagonie, czyli tym, w którym nie
ma kierowcy – a to istotne, dziewczyny, lepiej siadajcie w pierwszym!
Równolegle do mnie, na siedzeniu podwójnym, siedziała samotnie jakaś studentka.
Na kolejnym przystanku wpadła do tramwaju zgraja głośnych chłystków. Chłopaczki
byli już podpici, zresztą szczególnie się nie kryli ze swoimi trunkami.
Podchodzili do studentów z Erasmusa, naigrywając się z ich odmiennego koloru
skóry. Mówili do nich po polsku, tonem głosu sprawiając wrażenie miłych.
„Chcesz wpierdol?” – śmiali się. Później rozpoczęła się procedura
nauki polskiego – oczywiście bezsensownych wyrażeń albo wulgarnych słów. Tak,
wyjątkowo prymitywny szczep. Zabawa z „Erasmusami” w końcu się chłopcom
znudziła. Dostrzegli wtedy samotną koleżankę z naprzeciwka. Od razu znalazł się
pierwszy odważny – usiadł, a raczej „rozwalił się” przy dziewczynie, obejmując
ją ramieniem. Siedziała jak sparaliżowana, nawet się nie odezwała. Chłopak
zaczął coś bełkotać, a ona odwracała jedynie głowę w stronę okna. Zaczęło się
we mnie gotować, ale musiałam mierzyć siły na zamiary. Wolałabym, żeby nie
wyszli za mną z tramwaju, żeby pobawić się w kotka i myszkę. Odczekałam, może
znowu się znudzi? Owszem, współpasażerka wygrała swoim brakiem reakcji - w
końcu jej odpuścił. Od razu wykorzystałam sytuację i przysiadłam się do niej,
wysapała ciche „dziękuję”. W wagonie było oczywiście znacznie więcej osób, tylko
nikt nie zareagował.
Inna sytuacja -
mniej drastyczna, ale za to irytująca: podróż komunikacją miejską w mojej
rodzinnej miejscowości. Wchodzę do pustego autobusu, mówię „dzień dobry”, biorę
oddech, żeby poprosić o bilet, a kierowca odpowiada mi „Dzień dobry,
Laleczko!”, puszczając oczko. Gdybym miała gorszy dzień, pewnie odburknęłabym w
feministycznym tonie, ostatecznie ugryzłam się w język. Odbieram buty u szewca
i znów słyszę to samo: „Podejdź no, Laleczko!”. Myślę sobie za Natalią
Przybysz: „Nie będę Twoją laleczką!”. Kasia Nosowska też śpiewała w imieniu
dam: „Nie nazywaj mnie kukiełką, kotkiem swym, lepiej milcz!”, a „w nazywaniu
stroń od niechcianych form” (Hey – „W imieniu dam”).
Rozmyślając nad
tematem moich „elektronicznych rozważań”, zupełnym przypadkiem trafiłam na
artykuł, w którym prezentowane były wyniki badań nt. napastowania kobiet w
transporcie publicznym w Paryżu, a dokładnie na jego przedmieściach. Okazało
się, że 100% badanych doświadczyło molestowania w komunikacji miejskiej. Dzięki
temu, że zapewniono kobietom anonimowość, wyszła na jaw skala tego zjawiska.
Oczywiście największy problem stanowią ci, którzy łamią przestrzeń intymną
drugiego człowieka – przez dotyk, ale i zaczepki, nachalny flirt czy wulgarne
wyzwiska - to molestowanie werbalne. Moim zdaniem wyłania się tutaj kolejny
problem, mianowicie brak reakcji obserwatorów zdarzenia, czyli jakby nie
patrzeć swego rodzaju zmowa milczenia. Podążając tym tropem, postanowiłam
sprawdzić, jak sytuacja wygląda w Polsce. Okazało się, że istnieje grupa społecznych
działaczy – nazywają się Hollaback! - którzy przeprowadzili badanie na ten sam
temat. Teraz zapnijcie pasy! Liczbowo sytuacja przedstawia się następująco: 85%
kobiet i 44% mężczyzn (!!!) w naszym kraju doświadczyło molestowania w
przestrzeni publicznej. Średnia wieku, w którym badani pierwszy raz byli
napastowani , to 12 lat. Tyle lat ma dziecko w szóstej klasie podstawówki.
W kwestii dzieci,
moją uwagę zwróciły ostatnio wybrane przystanki w Toruniu, na których widnieją
plakaty z napisem imitującym linijkę w szkolnym zeszycie: „Ala ma siniaki”. Ala
ma kota, czy Ala ma siniaki? Pod linijką tekstu można doczytać hasło dopisane
mniejszą czcionką: „przemoc, twoja sprawa”. Internet dał odpowiedź na rodzące
się w mej głowie pytania. Plakat wygrał konkurs w 13. edycji konkursu Galerii Plakatu AMS. Galeria Plakatu AMS to
projekt, który łączy zainteresowanie reklamą outdoorową oraz tematykę problemów
społecznych. Ma też na celu wspieranie młodych artystów, grafików ze środowiska
akademickiego, poprzez organizowanie tego typu konkursów. Polecam przejrzeć
galerię prac – spełniają swoją rolę.
Podsumowując
swoje rozważania, chciałabym się zwrócić z pewnego rodzaju apelem. Drogie
panie, nie ulegajcie stereotypowi „słabej kobiety”, poznajcie swoje prawa
(całkiem niedawno ratyfikowano u nas konwencję antyprzemocową, może warto się
tym zainteresować?), ale też bądźcie rozsądne, noście gaz pieprzowy w torebce. Mężczyźni!
Dbajcie o bezpieczeństwo swoich kobiet, nie pozwólcie, by wracały same do domu
o zmroku, a może przydałby się nawet kurs samoobrony? Na pewno umiecie nauczyć
nas kilku trików, które mogą się przydać w przypadku najgorszego zagrożenia.
Niby są to oczywistości, ale tak samo wydawałoby się, że naturalną reakcją na
czyjąś krzywdę jest pomoc, a w rzeczywistości 65% świadków molestowania w komunikacji
miejskiej w ogóle nie reaguje.
Widzisz, że ktoś
kogoś napastuje lub kradnie? Dzieje się coś niepokojącego?
Reaguj i bądź stanowczy!
Przemoc, Twoja sprawa.
Bardzo dziękuję za ten tekst! Należy nagłaśniać ten problem!
OdpowiedzUsuń