Przyznanie się
do porażki nikomu nie przychodzi łatwo. Po przemyśleniu sprawy postanowiłam
podzielić się przykrym doświadczeniem ostatnich dni. Niniejszy post będzie bardzo
osobisty. Kieruje mną poczucie społecznego obowiązku – chciałabym Was ustrzec
przed popełnieniem tego samego błędu, bądź też pomóc osobie, która znalazła się
w podobnej sytuacji. Choćbym pomogła tylko jednej osobie, warto.
Dlaczego?
Oszustwo należy piętnować.
Zacznijmy jednak
od początku.
Postanowiłam
podjąć pracę na wakacje, którą - w optymistycznym scenariuszu - mogłabym kontynuować w trakcie roku
akademickiego. Ze względów prywatnych mogłam sobie pozwolić jedynie na pracę
zdalną, przy wykorzystaniu komputera. Szukałam czegoś odpowiedniego dla siebie –
najlepiej czuję się w pisaniu ;) Wysyłałam CV i referencje w różne miejsca.
Jaki cel mi
przyświecał? Szlachetny i piszę to bez cienia samouwielbienia. Dotychczas nie mogłam sobie pozwolić na podjęcie pracy –
również z powodów osobistych. Teraz pojawiła się taka możliwość. Myślałam przede wszystkim o rodzicach, których chciałam finansowo odciążyć. Jako dorosły
człowiek powinnam zarobić swoje pieniądze – na własne potrzeby, rozwój, pasje, marzenia, również przyjemności. Normalne, prawda?
O tym, że „moja
kandydatura zainteresowała pracodawcę”, dowiedziałam się tego samego dnia, kiedy
okazało się, że mam problemy zdrowotne. Niepokój i rozgoryczenie zastąpiła
radość – jakoś to będzie! Przecież życie wyrównuje rachunki, zdrowie kuleje,
ale dostałam pracę, super! Niestety po czasie rzeczywistość pokazała coś
innego. Dziś jestem na minusie. Nie mam pracy, za to mam problemy.
Aplikowałam na
stanowisko copywritera w jednej z warszawskich korporacji. Proces
kwalifikacyjny przebiegał bardzo wiarygodnie. Sprawdziłam KRS firmy, Google Maps
pomogło mi w zweryfikowaniu siedziby, czytałam opinie o pracodawcy itp., itd. Z
jednym z kierowników prowadziłam mailową korespondencję. Mogłam wybierać
pomiędzy umową zlecenie a umową o dzieło, ustalić grafik. Mężczyzna wysłał mi
elektroniczną wersję umowy do sprawdzenia i zatwierdzenia. Wszystko się
zgadzało i wyglądało pomyślnie.
Z kilkoma
zaufanymi osobami podzieliłam się informacją o podjęciu pracy. Wymieniając
zakres swoich obowiązków, słyszałam „to praca idealna dla Ciebie”, „będziesz
się w tym spełniała”. Cieszyłam się, że ktoś docenił moje kompetencje i że zostałam
„wybrana”. Chciałam pokazać, na co mnie stać, udowodnić, że jestem osobą
ambitną, pracowitą. Liczyłam na uczciwie zarobione, własne pieniądze. Zaczęłam się dokształcać,
czytać poradniki, by jak najlepiej się przygotować. Wierzyłam, że jeśli pokażę się z jak najlepszej strony, to może uda się
nawiązać dłuższą współpracę, owocującą doświadczeniem na rynku pracy. Zawiodłam
się.
W ferworze
emocji wysłałam obcej osobie swoje wszystkie dane osobowe – włącznie ze
zdjęciem dowodu osobistego. To pierwszy, kardynalny błąd! Nigdy tego nie rób! Chroń
swoje dane, a z dowodem osobistym się nie rozstawaj! Tutaj dowiesz się, komu możesz okazać swój dowód. Popełniłam drugi, niewybaczalny błąd (dlaczego niewybaczalny, przeczytasz tu), wysyłając symboliczną złotówkę na podane przez „pracodawcę” konto,
celem uwiarygodnienia swoich danych w procesie weryfikacji. Złotówka została odesłana, więc pozostało
czekać na umowę, która miała nadejść listownie. Do dziś skrzynka
pocztowa świeci pustkami.
Paweł Wilk, alter ego oszusta,
przestał odpisywać na moje maile. Zaczęłam się niepokoić, bo umowa nie
przychodziła. Konto, z którego na jednym z
portali internetowych zostało dodane ogłoszenie o pracę, zostało usunięte przez jego właściciela. Zapaliła się
czerwona lampka. Byłam już prawie pewna, że padłam ofiarą oszustwa. Nie mogłam
spać w nocy, stres zżerał mnie od środka. Pozostało zadzwonić do korporacji i
zapytać, czy osoba o danym nazwisku tam pracuje. Powinnam była to zrobić na
początku, prawda? Prawda, aczkolwiek to nie wystarczy. Sądzę, że świat
niejednokrotnie widział takich cwaniaków, którzy podszywali się pod konkretnych pracowników.
Oszust mógł
zrobić wszystko z moimi danymi - tutaj dowiesz się o konsekwencjach kradzieży tożsamości. Sprawa jest dość prosta – dysponując skanem
dowodu, można założyć e-konto w banku, tworzyć kolejne subkonta. Prawdopodobnie
któregoś dnia dowiem się, że ktoś wziął na moje nazwisko kredyt. Owszem,
zdolność kredytowa nie pozwoli na zapożyczenie się na wysoką kwotę, wystarczy
jednak kilka, kilkanaście chwilówek w różnych bankach/firmach pozabankowych i
problem robi się ogromny.
Mogłam liczyć na
pomoc najbliższych, choć obawiałam się ich reakcji. Nie usłyszałam złego słowa, za co dziękuję. Jak ja, osoba skrupulatna i
odpowiedzialna, mogłam się dopuścić takiego błędu? Na co dzień borykam się z
ruminacjami. Obsesyjnie sprawdzam, czy zamknęłam drzwi od domu, samochodu, czy
wyłączyłam wszystkie urządzenia przed wyjściem itd. Gdy pojawi się irracjonalna
niepewność po oddaleniu się od domu, jestem w stanie cofnąć się tylko po to, by
wszystko ponownie sprawdzić. Byłam załamana swoją naiwnością i
lekkomyślnością. Chciałam zrobić coś dobrze, wyszło jak zwykle. Łzy bezsilności
same cisnęły się do oczu. Myślałam „dlaczego ja?”, przecież to nie mogło się
przytrafić akurat mnie! Zostałam tzw. „słupem”, a to żenujące tak naiwnie dać
się malwersantowi.
Po telefonicznej
konsultacji z warszawską firmą okazało się, że nie jestem pierwszą osobą, która
dzwoni z takim problemem. Sympatyczna pani powiedziała, że "borykają się właśnie z
falą telefonów", a sprawa toczy się już na policji. Na stronie internetowej korporacji
pojawiło się ostrzeżenie przed bezczelnie
podszywającym się oszustem. Ja również zgłosiłam sprawę policji i podjęłam
inne kroki zabezpieczające, o których dowiesz się tu. Wszystkim polecam przeczytać ten artykuł, warto mieć świadomość zawczasu.
Przeszkadza mi
przede wszystkim brak możliwości działania i odpowiedzenia na tę niesprawiedliwość.
Nie wiem, kim jest ten człowiek. Liczę, że spotka go kiedyś zapłata za krzywdę,
którą wyrządza ludziom, świadomie posługując się manipulacją. Wykorzystanie
cudzych danych osobowych, uzyskanych na drodze matactwa oraz bez świadomości
pokrzywdzonego, to przestępstwo. Wierzę, że zarówno dobra, jak i zła karma
wraca.
Pewnie znajdą
się tacy, którzy pomyślą „dobrze jej tak”. Mimo wszystko podjęłam tę trudną decyzję
o podzieleniu się doświadczeniem - może dzięki mnie nie popełnisz tego błędu. Dostałam
od życia lekcję, którą zapamiętam na zawsze. Dziś boję się podpisywać jakiekolwiek
dokumenty. Przede wszystkim należy kilkukrotnie wszystko czytać i sprawdzać, "drobne druczki" też. Ja uważam również na to, jakie ślady pozostawiam po sobie w internecie oraz z kim
nawiązuję kontakt. Przezorny zawsze ubezpieczony, a Polak mądr po szkodzie.
Jeżeli chciałabyś/chciałbyś
mi doradzić, co jeszcze mogłabym zrobić w tej kwestii, to proszę o kontakt,
będę wdzięczna. Poszukuję również osób, które padły ofiarą oszusta przy prowadzonej
przez niego fałszywej rekrutacji do pracy w MCI Management (dla jasności: firma
wiarygodna w 100%).
Wiem jedno: nie poddam się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz