środa, 29 kwietnia 2015

Autodiagnoza








Słoneczny, ale dość chłodny dzień. Jadę autobusem. Godziny szczytu, sznurek samochodów, a w nich znerwicowane ludzkie powłoki. Wychylam głowę przez wąskie okienko na zasuwę - jeszcze nigdy tak nie jechałam (w samochodzie owszem). Robię zdjęcie. W końcu ruszamy, wiatr mocno dmucha, a ja szczęśliwa absorbuję słabiutkie promienie słońca. Wdycham to zimne, spalinowe powietrze, które nozdrzami kieruje się ku gardłu, wyziębia krtań, oskrzela, oskrzeliki, płuca i płucne pęcherzyki. Oddycham. Zaciągam się aż po osiągnięcie zawrotu obolałej, ciężkiej głowy. Po zarwanej nocy, trudnym dniu, tygodniu, miesiącu, roku. Słuchawki, w których dudni i wydziera się Björk, osłaniają przed wiatrem nadwrażliwe uszy. Szkła kontaktowe tkwiące w gałkach ocznych nie lubią mocnych podmuchów, bo w konsekwencji wysychają, zatem chowam się za okularami przeciwsłonecznymi. Czuję się wolna, wiatr poprzeplatany we włosach, jedziemy, panie kierowco, jedziemy! Jakiś dzieciak kopie mnie w łydkę. Matka karci chłopaka z teatralną konsternacją. Nie wolno, bo KTOŚ tam stoi! Przystanek: Koniuchy. Mały próbuje wydawać odgłosy jak źrebię, niestety wychodzi z tego kwik zarzynanego prosiaka. Uśmiecham się do siebie. Oddycham.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Przypadek #4: Nie będę Twoją laleczką!



Molestowanie w przestrzeni publicznej jako rodzaj przemocy to temat wrażliwy, ale wymagający podejmowania. Skala tego problemu wciąż wzrasta, dotyczy on zarówno kobiet jak i mężczyzn. Co gorsza, w większości przypadków okazuje się, że ofiara napastowania spotkała się ze społecznym, cichym przyzwoleniem na dokonywany przez oprawcę, karygodny czyn. Dlaczego nie reagujemy, gdy innym dzieje się krzywda?

Parę semestrów wcześniej moje środy na uniwersytecie rozpoczynały się o 8.00, a kończyły się o 20.00. Działało to na zasadzie „byle przeżyć”. Dodatkowo zajęcia odbywały się w różnych częściach miasta. Pamiętam, że ta konkretna, feralna środa była wyjątkowo nużąca. Padał deszcz, zmęczenie dawało się we znaki, a minęła dopiero połowa dnia. Jechałam autobusem w stronę centrum. Opierałam swoje zdrętwiałe ciało o balustradę i wyglądałam przez okno, patrząc jak po szybach spływają krople deszczu. W uszach miałam słuchawki i zarzuciłam coś równie dobijającego jak pogoda. Oddawałam się swoim rozmyślaniom, a raczej wewnętrznym narzekaniom. W pewnym momencie stojąca obok dziewczyna, może w moim wieku, może trochę starsza, zaczęła do mnie krzyczeć. Wyciągnęłam słuchawki z uszu. „Uważaj, on się do Ciebie dobiera!” – wrzasnęła. Spojrzałam na nią, czyniąc ze swojej twarzy wielki znak zapytania. Niemy wzrok, niczego nie rozumiem - to do mnie? Minę musiałam mieć naprawdę nietęgą. Instynktownie się odwróciłam - za moimi plecami stał chłopak, raczej ode mnie młodszy. Jedyne co pamiętam, to obrzydliwe strużki potu spływające po jego skroniach oraz odpychającą, czerwoną twarz. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić  – choć w zasadzie tak naprawdę od początku nawet nie zakonotowałam, co się wokół mnie działo – zareagowała dziewczyna. „Idź się leczyć, człowieku, jesteś psychiczny, lecz się! I wynocha na koniec autobusu albo w ogóle jazda stąd!”. Wysiadł na najbliższym przystanku. Dziewczynie dziękowałam kilkukrotnie. Dotarło wtedy do mnie, jak istotna jest obywatelska odwaga.

Miałam okazję się odwdzięczyć – co prawda oczywiście nie tej samej osobie, ale karma wędruje po świecie. Tym razem jechałam tramwajem, była zima, dość późna pora, więc ciemno. Siedziałam na pojedynczym krzesełku w drugim wagonie, czyli tym, w którym nie ma kierowcy – a to istotne, dziewczyny, lepiej siadajcie w pierwszym! Równolegle do mnie, na siedzeniu podwójnym, siedziała samotnie jakaś studentka. Na kolejnym przystanku wpadła do tramwaju zgraja głośnych chłystków. Chłopaczki byli już podpici, zresztą szczególnie się nie kryli ze swoimi trunkami. Podchodzili do studentów z Erasmusa, naigrywając się z ich odmiennego koloru skóry. Mówili do nich po polsku, tonem głosu sprawiając wrażenie miłych. „Chcesz wpierdol?” – śmiali się. Później rozpoczęła się procedura nauki polskiego – oczywiście bezsensownych wyrażeń albo wulgarnych słów. Tak, wyjątkowo prymitywny szczep. Zabawa z „Erasmusami” w końcu się chłopcom znudziła. Dostrzegli wtedy samotną koleżankę z naprzeciwka. Od razu znalazł się pierwszy odważny – usiadł, a raczej „rozwalił się” przy dziewczynie, obejmując ją ramieniem. Siedziała jak sparaliżowana, nawet się nie odezwała. Chłopak zaczął coś bełkotać, a ona odwracała jedynie głowę w stronę okna. Zaczęło się we mnie gotować, ale musiałam mierzyć siły na zamiary. Wolałabym, żeby nie wyszli za mną z tramwaju, żeby pobawić się w kotka i myszkę. Odczekałam, może znowu się znudzi? Owszem, współpasażerka wygrała swoim brakiem reakcji - w końcu jej odpuścił. Od razu wykorzystałam sytuację i przysiadłam się do niej, wysapała ciche „dziękuję”. W wagonie było oczywiście znacznie więcej osób, tylko nikt nie zareagował.

Inna sytuacja - mniej drastyczna, ale za to irytująca: podróż komunikacją miejską w mojej rodzinnej miejscowości. Wchodzę do pustego autobusu, mówię „dzień dobry”, biorę oddech, żeby poprosić o bilet, a kierowca odpowiada mi „Dzień dobry, Laleczko!”, puszczając oczko. Gdybym miała gorszy dzień, pewnie odburknęłabym w feministycznym tonie, ostatecznie ugryzłam się w język. Odbieram buty u szewca i znów słyszę to samo: „Podejdź no, Laleczko!”. Myślę sobie za Natalią Przybysz: „Nie będę Twoją laleczką!”. Kasia Nosowska też śpiewała w imieniu dam: „Nie nazywaj mnie kukiełką, kotkiem swym, lepiej milcz!”, a „w nazywaniu stroń od niechcianych form” (Hey – „W imieniu dam”).

Rozmyślając nad tematem moich „elektronicznych rozważań”, zupełnym przypadkiem trafiłam na artykuł, w którym prezentowane były wyniki badań nt. napastowania kobiet w transporcie publicznym w Paryżu, a dokładnie na jego przedmieściach. Okazało się, że 100% badanych doświadczyło molestowania w komunikacji miejskiej. Dzięki temu, że zapewniono kobietom anonimowość, wyszła na jaw skala tego zjawiska. Oczywiście największy problem stanowią ci, którzy łamią przestrzeń intymną drugiego człowieka – przez dotyk, ale i zaczepki, nachalny flirt czy wulgarne wyzwiska - to molestowanie werbalne. Moim zdaniem wyłania się tutaj kolejny problem, mianowicie brak reakcji obserwatorów zdarzenia, czyli jakby nie patrzeć swego rodzaju zmowa milczenia. Podążając tym tropem, postanowiłam sprawdzić, jak sytuacja wygląda w Polsce. Okazało się, że istnieje grupa społecznych działaczy – nazywają się Hollaback! - którzy przeprowadzili badanie na ten sam temat. Teraz zapnijcie pasy! Liczbowo sytuacja przedstawia się następująco: 85% kobiet i 44% mężczyzn (!!!) w naszym kraju doświadczyło molestowania w przestrzeni publicznej. Średnia wieku, w którym badani pierwszy raz byli napastowani , to 12 lat. Tyle lat ma dziecko w szóstej klasie podstawówki.


W kwestii dzieci, moją uwagę zwróciły ostatnio wybrane przystanki w Toruniu, na których widnieją plakaty z napisem imitującym linijkę w szkolnym zeszycie: „Ala ma siniaki”. Ala ma kota, czy Ala ma siniaki? Pod linijką tekstu można doczytać hasło dopisane mniejszą czcionką: „przemoc, twoja sprawa”. Internet dał odpowiedź na rodzące się w mej głowie pytania. Plakat wygrał konkurs w 13. edycji konkursu Galerii Plakatu AMS. Galeria Plakatu AMS to projekt, który łączy zainteresowanie reklamą outdoorową oraz tematykę problemów społecznych. Ma też na celu wspieranie młodych artystów, grafików ze środowiska akademickiego, poprzez organizowanie tego typu konkursów. Polecam przejrzeć galerię prac – spełniają swoją rolę.

Podsumowując swoje rozważania, chciałabym się zwrócić z pewnego rodzaju apelem. Drogie panie, nie ulegajcie stereotypowi „słabej kobiety”, poznajcie swoje prawa (całkiem niedawno ratyfikowano u nas konwencję antyprzemocową, może warto się tym zainteresować?), ale też bądźcie rozsądne, noście gaz pieprzowy w torebce. Mężczyźni! Dbajcie o bezpieczeństwo swoich kobiet, nie pozwólcie, by wracały same do domu o zmroku, a może przydałby się nawet kurs samoobrony? Na pewno umiecie nauczyć nas kilku trików, które mogą się przydać w przypadku najgorszego zagrożenia. Niby są to oczywistości, ale tak samo wydawałoby się, że naturalną reakcją na czyjąś krzywdę jest pomoc, a w rzeczywistości 65% świadków molestowania w komunikacji miejskiej w ogóle nie reaguje.

Widzisz, że ktoś kogoś napastuje lub kradnie? Dzieje się coś niepokojącego?

Reaguj i bądź stanowczy! Przemoc, Twoja sprawa.

sobota, 18 kwietnia 2015

Przypadek #3: Starość jest jak mgła...



Żyjemy w społeczeństwie starzejącym się. Według raportów wielu badań, w Polsce proces ten wciąż się pogłębia, z czego wynika ogrom problemów. W 2020 roku osoby po 60. roku życia będą stanowiły ok. 25% polskiego społeczeństwa zgodnie z prognozami Eurostatu. Ludzi starszych redukuje się do zagadnienia, nad którym się debatuje, wciąż jednak brakuje konkretnych działań i przemyślanych rozwiązań. 

Rzecz rozbija się głównie o wiek emerytalny i wysokość samych emerytur, czyli kwestie ekonomiczne. Wciąż brakuje rozwiązań medycznych, mimo że w 2013 roku rząd podjął projekt skupiający się na polityce senioralnej w Polsce. Choć profilaktyka i leczenie to priorytet, bardzo ważna jest również potrzeba tworzenia miejsc, w których starsi mogliby spędzać swój wolny czas – na rozrywce, czy odpowiedniej względem wieku aktywności fizycznej. Istotna jest także aktywizacja w sensie społeczno-obywatelskim, czy szeroko pojęta edukacja. Seniorzy w naszym kraju to bezimienna, bezosobowa masa. Starszych traktuje się często jako ubezwłasnowolnionych, pozbawiając ich prawa głosu. Dlaczego? Stają się zdziecinniali, nieodpowiedzialni, niebezpieczni dla samych siebie itp., itd. Owszem, brzydko się kończymy - nieapetycznie, mało spektakularnie. Nie tylko w sferze fizycznej zachodzą nieodwracalne zmiany, dzieje się to także z psychiką, choć na myśl przychodzi oczywiście kilka przykładów znanych osobistości, które temu przeczą. Kremy dla kobiet kończą się w najlepszym przypadku na pułapie 70+, choć jest to rzadkość. Po co robić kolejne kategorie? Przecież jeszcze starsze, potencjalne konsumentki są już raczej jedną nogą w trumnie.

Artur Rojek śpiewał: „lubię starych ludzi, bo starość jest jak mgła” (Myslovitz, „Przypadek Hermana Rotha”). Mgła pojawia się w oczach w postaci zaćmy, na dłoniach na fioletowo pękają żyłki, tworząc skomplikowane sieci, kąciki ust opadają, a uszy nieustannie rosną. Człowiek wysycha jak śliwka albo puchnie. Słabe, wątłe ciało to twierdza, w której niejednokrotnie zamknięte jest olbrzymie doświadczenie i mądrość życiowa - choć niektórzy pewnie na zawsze pozostaną dziećmi. Starość to swego rodzaju efemeryczność, to lęk o to, by nie zerwała się cienka, jedwabna nić.


Postanowiłam przyjrzeć się bliżej starszym paniom i panom. Obserwacje prowadziłam podczas podróży komunikacją miejską.

Sytuacja nr 1: Autobusem jedzie leciwa pani, kierunek: cmentarz komunalny. Siada na jednym z ostatnich wolnych miejsc, posapując ze zmęczenia. Klatka piersiowa faluje, a na niej szal w dziką panterkę. Kobieta trzyma bukiet kwiatów z czarno-złotą wstążką. Ostatnie pożegnanie. Kiedy jej kolej?

Sytuacja nr 2: Dziadzio-podrywacz zaczepia dwie wyzywająco ubrane gimnazjalistki:
- Panienki! Halo, halo! Panienki! A w te gołe plecy to nie zimno? Przewieje! Taka dzisiaj pogoda...
- Nieee, hi hi hi, ciepło przecież jest, wiosna, hi hi hi! - odpowiada dziewczyna w różowych włosach i agrafce w nosie, chichocząc do swojej psiapsiółki.
- Oj panienki, panienki, jak ja byłem w waszym wieku, to ho ho ho… - dziadzio z rozmarzeniem sięgnął w swojej pamięci do szuflady o nazwie „podboje miłosne”. - To miłego dnia, panienki! - stary podrywacz przepycha się do wyjścia, obłapując rozbawione dziewczyny w talii i przywierając do nich swoim nachalnym jestestwem. 

Sytuacja nr 3: Niedziela, przedpołudnie, sporo starszych ludzi. Kierunek: Msza Święta. Siedzę naprzeciwko dwóch staruszek. Nie wiem, czy się znają, ale nawiązała się między nimi następująca wymiana zdań:
- Telewizja to jest teraz tyle warta, co papier toaletowy!
- A Komorowski to szmata!
- O zobacz, zobacz, wiewiórka!!! - 80-letnia pani skacze na siedzeniu niczym nastolatka na wycieczce szkolnej.
- A wiesz, te wiewiórki to kiedyś były takie eleganckie… Miały długie, puszyste ogony, a teraz to…
- Zobacz, zobacz, biegnie!!! - krzyczy tamta.
Zastanawiam się, skąd tyle agresji w ludziach, którzy zaraz wejdą do kościoła. Trwam pod wrażeniem użycia słowa „szmata”. Samoistnie uruchomił się stereotyp, że starszym nie przystoi „wyzywać”. Poglądów politycznych nie oceniam, to sprawa w pewnym sensie intymna, podobnie jak kwestia wiary.

Sytuacja nr 4: Sytuacja czwarta to raczej ciąg dłużej trwających obserwacji. Przyglądam się ubiorom. Moda wśród babć - panowie zwykle się nie wyróżniają, choć zdarzają się bardzo eleganccy - to ciekawe zjawisko. Standardowy ubiór kobiecy obejmuje: długą spódnicę, płaszcz, nakrycie głowy i torebkę. Istnieje też opozycyjny obóz - należące do niego panie nazywam barwnymi kwiatami i nie ma w tym żadnego przekąsu. Obserwuję o kilka pokoleń starsze współpasażerki. Tutaj mamy panią w trzypoziomowym upięciu – każdy poziom ma inny odcień siwoblondu. Pierwsza warstwa koka to cienkie, naturalne włosy, kompletnie białe. Kolejne to doczepiane, sztuczne pasma w kolorze platynowego blondu. Fryzura wygląda jak charakterystyczna zabawka dla dzieci – stożek, na którym układa się różnokolorowe obręcze o coraz mniejszej średnicy. Zjawiskowa fryzura i zjawiskowa kobieta! Kolejne indywiduum to pani w różach. Suknia w kolorze wściekle różowym automatycznie przykuwa uwagę. Kobieta zerka zalotnie znad okularów przeciwsłonecznych, których szkła mają kolor… różowy. Całość wieńczy futrzana kapota i klapki na obcasie. Klapki, a u nas typowo polskie, zimne przedwiośnie w pełni. To się nazywa wigor! Widać, że Pani chętnie powywijałaby jeszcze z jakimś panem na parkiecie (albo i poza nim). To też jeszcze tabu w naszym kraju... Największe zaskoczenie wywołała u mnie kobieta około 70-tki, która w okresie letnim przechadzała się po ulicy w zwiewnych, prześwitujących tiulach, zdradzając tajemnicę, jaka bielizna kryje się pod spodem. W moim bliskim otoczeniu mieszka również bardzo charakterystyczna pani – nosi złote buty i finezyjne kapelusze. Niektórzy pukają się w głowę, a ja sobie obiecuję, że też będę taka kolorowa!


Starość nazywa się jesienią życia. Z drugiej strony to szarość, siwe włosy, szaro-ziemista cera. To przytłaczająca perspektywa zbliżającej się nieuchronnie śmierci, z którą jedni godzą się ze spokojem, a inni przed nią uciekają. Chyba wszyscy się boją. Jest tyle odcieni szarości, tyle odcieni starości… My, młodzi, posiadamy ogromny zasób sił witalnych. Jeśli mamy szczęście mieć dziadków, to powinniśmy pomóc im uczynić starość tą wczesną jesienią - barwną, kolorową. Kiedy rówieśnicy mówią, że idą do babci/dziadka po to, by zasilić zasoby swojego portfela, czuję niesmak. Znajdź czas, pomóż, przynieść zakupy, posprzątaj. Zatrzymaj się, porozmawiaj – tu już trudniej, prawda?

Starzy ludzie to tak naprawdę my w przyszłości. Pomyśl o tym.


Tekst dostępny również na portalu SpodKopca.pl: Kliknij - zapraszam do odwiedzania strony www, jak i fanpage'a na Facebooku: https://www.facebook.com/SpodKopca