sobota, 12 września 2015

Cebulacy zabiją za kawałek szmaty





Życie rzuciło mi wyzwanie pt. „Jedź do Lidla i kup bratu piżamę”. Dowiedziałam się przy okazji, że nowy towar rzucany jest zawsze w czwartki i poniedziałki. To właśnie wtedy toczą się potyczki osławione filmikami wrzucanymi do sieci, które pokazują tratujących się wzajemnie ludzi – w tym starszych. Challenge accepted, jadę! Nie mam ochoty na uczestnictwo w krwawej jatce, więc zajeżdżam parę minut po otwarciu. Obraz, który staje przed moimi oczami to Sodoma, Gomora i Obora. Nie chcę deprymować miejscowego sklepu, ani marki Lidl, którą cenię za kampanie reklamowe oraz pomysł na tygodnie tematyczne. Przyczyną mojego zażenowania są klienci. Towar sam się przecież nie porozrzucał po podłodze. 


Zacznijmy od początku. Dziki szał rozpoczyna się na parkingu. Kto stanie bliżej sklepu? Kto się wciśnie? Kto będzie p i e r w s z y? Sytuacja staje się patowa. Przy samym wjeździe zostaję osaczona innymi samochodami, ktoś blokuje mi przejazd. Każdy się spieszy, każdy chce jechać w inną stronę, nikt nie chce ustąpić. Przez szyby samochodów widzę zacietrzewione gęby i frunące z nich nieme wyzwiska. A rzucaj sobie kurwami, nic mnie to nie obchodzi! Reaguję pierwsza i usuwam się na bok, choć wcale nie muszę. Pojawia się następny problem: gdzie zaparkuję? Kierowcy wzajemnie się zastawiają, nie myśląc o pozostałych. W końcu mi się udaje. Pokazuję kolejnym nadjeżdżającym, że nie ma już miejsca, ale muszą przecież sprawdzić p o  s w o j e m u, pchając się w ślepy zaułek. Problem z wycofaniem? Cóż, ostrzegałam.

Poziom mojego zażenowania osiąga apogeum w sklepie. Ludzie stoją w kolejce do półek, ustawiając się w trzech rzędach. Baby kopią w koszach, przewalając towar na lewo i prawo. Chłopy trzymają się raczej na uboczu, udzielając swoim kobitom taktycznych wskazówek jak wykiwać rywalki. Robi się zabawnie, gdy Typowy Janusz, święcący zresztą pokaźnym, piwnym bębnem, musi stanąć przed rozkazem zaordynowanym przez apodyktyczną żonkę: przymierz podkoszulek. Ale co tam, jak nie będzie pasował, to komuś się opchnie z nadwyżką, nic się w Polszy nie zmarnuje! Mężczyźni, zachowując chyba ostatki rozumu, wycofują się z tego typu rozgrywek, bo w końcu miło popatrzeć jak baby skaczą sobie do gardeł. A jest o co walczyć! Całe stosy dresów, bluzek, piżam, skarpet, czy nylonowych rajstop i podkolanówek. Załóż to sobie, babo, na głowę!

Emocje sięgają zenitu przy kasie. Pcha się to polskie dziadostwo, nie mogąc doczekać swojej kolejki. Stoję grzecznie przy ruchomej taśmie, aż tu nagle coś przepycha się obok mojej lewej nogi. Oglądam się za siebie i widzę jak matka Polka używa swojego małego dziecka jako tarana po to, żeby się przecisnąć do kasy – bez kolejki! Komentuję na głos ten brak kultury i obycia, więc kobieta się wycofuje. Naprawdę chętnie bym przepuściła tę rodzinkę, ale chamstwa nie zniesę! Grzecznościowe zwroty w 99% przypadków załatwiają sprawę. Tego samego dnia ustąpiłam kolejkę mężczyźnie, który kupował tylko siekierę (!?), podczas gdy ja miałam sporo zakupów. „Lepiej przepuścić faceta z siekierą, co nie? He he he!" - zażartował. 


Jeszcze inna sytuacja nagminnie się powtarza w blokach startowych do kasy. Pewnie nieraz zdarzyło się, że ktoś stojący z tyłu dociskał Cię swoim koszem zakupowym – tak, w pupę. Bywa jednak gorzej - czasami osobniki zionące denaturatem przysuwają się zanadto, chuchając w kark niczym Smok Wawelski nabity siarką. Zdarza się też, że klienci niedowierzają rachunkowi. W zeszłą niedzielę byłam świadkiem, jak pełen animuszu dziadzio wykłócał się z kasjerką, że "źle mu policzyła za opakowanie pieprzu". Powodem awantury było 50 groszy, a racja stała po stronie sprzedawczyni. Pan wyszedł prosto z kościoła na zakupy i to chyba tylko po to, żeby miłosiernie nawrzucać tej biednej kobiecinie, siedzącej od kilku godzin na niewygodnym stołku. Rozumiem, że sytuacja finansowa może sprawić, że ledwo się wiąże koniec z końcem, jednakowoż nie warto się wyżywać na obcych ludziach. Całkiem niedawno przyglądałam się też innej scenie – starsza pani mierzyła kapcie na bose stopy, umożliwiając tym samym transfer wygłodniałych bakterii. O, zgrozo!!!

Doświadczenie o-kupowania Lidla skończyło się dla mnie kolejną utarczką na parkingu. Wyjeżdżałam ze ślepego zaułka – zaznaczam: już jechałam. Jadąca z naprzeciwka kobieta około trzydziestki próbowała się przecisnąć granatowym Passatem. Z egzaltacją pokręciła głową, że musi mi – gówniarze - ustąpić. Szanowna pani, podstawowa zasada jest taka: wychodzący i wyjeżdżający mają pierwszeństwo! Bardzo często spotykam się z niezrozumieniem tej prostej reguły w drzwiach sklepów lub przy wejściu do autobusu/tramwaju. Odwiedzając jeden z krajów skandynawskich, urzekła mnie następująca rzecz: osoby czekające na środek publicznego transportu ustawiają się w takiej kolejności, w jakiej przyszły na przystanek. Nie ma przepychanek, jest za to uprzejmość i kultura. 

Ręce opadają, gdy widzi się ludzi usilnie naśladujących zwierzęta, ludzi wyglądających jak bydło poganiane niewidzialnym batem siły drzemiącej w słowie p r o m o c j a. Dziki pęd uwieczniają na swoich telefonach komórkowych nie tylko pozostali, mocno rozbawieni klienci, lecz nawet ochroniarze sklepów. B. mawia, że niektórzy zjedliby własne gówno w zamian za parę groszy. Czy to darwinowska walka o byt? Czy to jednak polska mentalność? Cebulandia – tak mówimy o nas samych. Polacy-cebulacy, opamiętajcie się, dobre wychowanie, wyrozumiałość i uśmiech potrafią zmienić na lepsze tak prozaiczną czynność, jaką jest robienie zakupów. A może to nieudolnie formowana przez tych „u koryta” rzeczywistość, w jakiej przyszło nam żyć, wymusza takie zachowania? Prawda zawsze leży po środku. 



Źródła:
1) drPutek: https://www.youtube.com/watch?v=ptsTG_Iu3zg
2) Hity Internetu: https://www.youtube.com/watch?v=IuHEfZTxVFs

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz